Najpierw sprzedażą mleka zainteresowały się w Łodzi… apteki! Pierwszą prawdopodobnie była ta należąca do Maurycego Spokornego przy Piotrkowskiej 25, gdzie butelkę mleka można było kupić w cenie 15 kopiejek. Chętni zaopatrywali się tam w tzw. mleko kuracyjne. W ogłoszeniu prasowym mieszkańcy czytali: „na żądanie i pod kontrolą lekarską urządzona została w dobrach Widzów obora, w której krowy trzymane osobno i stosownie karmione dostarczać będą mleka odpowiedniego do karmienia dzieci i celów kuracyjnych”.

Dwa lata później naprzeciwko browaru Anstadtów otworzyła się Mleczarnia Warszawska. Krowie i kozie mleko można było tam dostać już od 4:00(!), a ostatni chętnie opuszczali przybytek ok. 23:00. W 1888 r. lokal przeniesiono do Domu Koncertowego Vogla.

POLECAMY

Łódź dla hipsterów. 20 najmodniejszych adresów, które trzeba znać [PRZEWODNIK]

Restauracje dawnej Łodzi. To tu łodzianie chodzili na dancingi, striptiz i pierogi ruskie [ZDJĘCIA]

Piotrkowska mlekiem płynąca

Wysyp mleczarni nie ominął ulicy Piotrkowskiej. Można je było znaleźć pod numerami 84 (Parowa Mleczarnia Ziemiańska), 103 (Zagon), 108 (zakład Mariana Dzierzgowskiego), 141 czy 225. Mleczarnia przy Piotrkowskiej 59 była „urządzona na wzór »Nadświdrzanki« w Warszawie. W 1898 r. na głównej ulicy miasta ruszyła też obwoźna sprzedaż mleka – specjalny wózek zatrzymywał się pod dziewięcioma adresami.

Na wysyp mleczarni wpływ ponoć miały także nowe rozwiązania prawne. Ówczesna prasa tłumaczyła to tak: „W Łodzi powstają mleczarnie, w których można dostać obiad i gorące jedzenia. Zastąpić mają restauracje, których ilość po wprowadzeniu monopolu ulegnie znacznej redukcji”. Jaką receptę na utratę koncesji znaleźli restauratorzy? Właśnie otwieranie „zakładów mlecznych”, gdzie nadal mogli serwować alkohol.

POLECAMY

Tak kiedyś bawili się łodzianie! W tych klubach w Łodzi spędziłeś niejedną noc [ZDJĘCIA]

Burzliwa historia hotelu Centrum. Wybierały go gwiazdy i prostytutki. A co tu powstanie?

Mleczne drzwi otwarte

Wymienić wszystkich nowo powstałych mleczarni tu nie sposób, a wobec coraz większej konkurencji właściciele chwytali się różnych sposobów promowania biznesu – poprzez reklamę, ale nie tylko. I tak „Mleczarnię Nadświeżańską” zachwalał w prasie Czesław Walkowski: „Zapewniając Szanowną Publiczność, że mojem najusilniejszem staraniem będzie zadowolić jak najwybredniejsze wymagania pod względem kulinarnym, proszę o zwrócenie łaskawej uwagi na menu obiadowe”. Z kolei Parowa Mleczarnia Ziemiańska organizowała specjalne pokazy dla łodzian, którzy w każdą niedzielę mogli zwiedzić pomieszczenia mleczarni, gdzie pracownicy dokładnie wyjaśniali przebieg produkcji. Właściciel innej mleczarni poprosił o zbadanie swojego mleka znanego bakteriologa i na podstawie jego opinii nakłonił dyrekcję gimnazjum, by ta pozwoliła uczniom na korzystanie z usług mleczarni w ramach przerwy lekcyjnej. 

Pomysłowość przedsiębiorców jak zwykle zaskakiwała, ale konkurencja nie spała. Na początku XX w. już kilka różnych zakładów rozwoziło po mieście mleko. Przyjazd mlecznego kuriera zapowiadał donośny dźwięk trąbek, których ostatecznie zakazano – były zbyt podobne do sygnałów pogotowia ratunkowego. Ta drobna niedogodność nie powstrzymała rodzącego się właśnie rynku. Łódź popłynęła, tym razem mlekiem.