Ewa pochodzi z Bydgoszczy. To właśnie tam stawiała swoje pierwsze taneczne kroki. Zaczynała jako zaledwie 5-letnie dziecko w Klubie Energetyka.
– Nie był to zespół folklorystyczny, ale patronował zespołowi „Kujawy”, także do folkloru zawsze było mi bardzo blisko – wspomina Ewa Piotrowska.
Kiedy Ewa skończyła 7 lat, razem z mamą, operetkową tancerką, przeprowadziła się do Łodzi. Tutaj przez cały okres podstawówki szkoliła ją właśnie mama, Przemysława Piotrowska.
– Wychowałam się za kulisami operetki. Moje dzieciństwo to sala baletowa, garderoba i przedstawienia, ruch, kolor i dźwięk – opowiada.
Folklor i elektryka idą ze sobą w parze
Mimo wielkiego zamiłowania do tańca Ewa Piotrowska nie zdecydowała się na pracę w zawodzie tancerki. Choć miała i takie propozycje, m.in. do operetki. Wybrała praktyczny zawód, po którym wiedziała, że znajdzie pracę. Zaczęła się szkolić na elektryka.
– Praca tancerki jest bardzo ciężka i niepewna. Wystarczy jakaś kontuzja, skręcenie nogi i jest się wyłączonym z pracy na kilka tygodni, miesięcy a czasem do końca życia – przekonuje Ewa.
Równolegle ucząc się układów scalonych, nie rezygnowała z tańca. Uczyła się tańca nowoczesnego, ludowych tańców z innych krajów. Pierwszy raz zetknęła się z polskim folklorem, oglądając występy Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze” oraz „Śląsk”.
– Jak zobaczyłam, jak śpiewają, jak tańczą, to już był koniec! Byłam tak oczarowana, że marzyłam, żeby tak właśnie tańczyć. Teraz wiem, że marzenia się spełniają – dodaje Ewa.
Polskiego tańca ludowego łodzianka zaczęła uczyć się w łódzkim zespole „Harnam”. A z miłością do folkloru pojawiła się pasja kolekcjonowania lalek w kolorowych, ludowych strojach.
Kolekcja lalek z całego świata
Inspiracją była kolekcja lalek, którą Ewa Piotrowska zobaczyła u znajomej. – Całą ścianę miała w tych lalkach. Jakie one były piękne! Zachwyciłam się i postanowiłam, że ja też będę takie lalki zbierać, a że dużo podróżowałam, to kolekcja rozrastała się szybko – opowiada.
W jej kolekcji jest ok. 50 lalek. Są tutaj lalki z Austrii, Czech, Belgii, Holandii, RPA, Tajwanu, Japonii, Gruzji, Szkocji, Hiszpanii i Włoch! Niektóre z nich trudno było dostać.
– W Tunezji nachodziłam się w poszukiwaniu tych lalek. Nigdzie nie było takich ubranych w ludowe stroje lub też były po prostu brzydkie. W końcu trafiłam na sklepik, w którym znalazłam takie, które mi się podobały – opowiada Ewa.
Łodzianka ma też polskie lalki z 13 regionów. Część lalek dostała w prezencie od córki, ale większość zdobyła sama, podczas własnych podróży.
Ewa Piotrowska jest już na emeryturze, ale swój wyuczony zawód czasem wykorzystuje w domu. Wciąż także kolekcjonuje lalki, ucząc się na temat folkloru innych krajów. Do dziś jest z nią także taniec. Jak sama mówi, robi to dla siebie, dla własnej kondycji.
– Pasje nie pozwalają mi usiąść w fotelu. Dzięki temu czuję się młoda, piękna i silna. I to jest niesamowicie ważne – przyznaje Ewa Piotrowska.