Mecz z Lechem z pewnością nie był udanym debiutem dla trenera Piotra Stokowca. Najwyraźniej nie miał on czasu popracować porządnie z drużyną, bo łodzianie popełniali te same błędy, co zawsze. Dali sobie strzelić gola na początku meczu i mogli już tylko przyglądać się rozwojowi sytuacji. W 18. minucie, po doskonałym podaniu od Marchwińskiego, do siatki trafił Ishak. Uderzył z pierwszej piłki na dłuższy słupek, a Bobek nie miał szans na reakcję. To zagranie okazało się chyba patentem na ŁKS w tym spotkaniu, bo prawie w taki sam sposób poznaniacy zdobyli drugiego gola, tuż przed przerwą. W 44. minucie znów podanie do niekrytego Ishaka i mocny strzał prosto do siatki. Łodzianie nie mieli tęgich min, schodząc do szatni.
Nieco energii odzyskali w drugiej połowie. Rycerzom Wiosny udało się nawet strzelić kontaktowego gola. Co prawda wydawało się, że Mokrzycki próbował strzelać z dystansu, ale piłka ostatecznie trafiła do Janczukowicza. Ten zauważył Jurića, który stał bardzo blisko linii bramkowej. Chorwat nie miał problemu ze strzałem, bo przed sobą miał pustą bramkę.
Nadzieja na choćby remis żyła jeszcze w kibicach do 81. minuty. Wówczas mecz rozstrzygnął Velede. Perfekcyjnie przyjął piłkę od Kvekveskiriego i oszukał bramkarza przyjezdnych. Po tym ciosie ŁKS już się nie podniósł.
Sytuacja Rycerzy Wiosny w tabeli jest bardzo nieciekawa. Są czerwoną latarnią Ekstraklasy i najwyraźniej zadomowili się na ostatnim miejscu. Mają zaledwie 7 punktów, a o kolejne nie będzie łatwo. Już za tydzień łodzianie mają zmierzyć się z Górnikiem Zabrze.
Lech Poznań - ŁKS Łódź 3:1 (2:0)