3 zdjęcia
Paradyz w czasach swojej świetności
Ogłoszenie z "Rozwoju"
ZOBACZ
ZDJĘCIA (3)

Adamowski nie pochodził z Łodzi, był mieszkańcem podwarszawskiego Błonia, wówczas miejscowości liczniejszej, niż osada z łódką w herbie. Już stamtąd starał się o zezwolenie na handel trunkami w naszym mieście. Celu dopiął w 1824 r., budując parterowy dom zajezdny z szynkiem, cały drewniany. Zdążył w ostatniej chwili, bo niedługo później zakazano wznoszenia budynków drewnianych i parterowych w całym Rynku Nowego Miasta. Tymczasem drewniak Adamowskiego miał przetrwać ponad wiek, nie dodając bynajmniej uroku obudowywanemu kamienicami placowi.

Centrum rozrywki

Interes szedł na tyle dobrze, że właściciel wystarał się o kolejne pozwolenia – tym razem na dzierżawę działek przy Piotrkowskiej. Tam wybudował już poważny budynek z tzw. pruskiego muru, zaś na tyłach nowego zajazdu urządził ogród spacerowy (pierwszy w mieście!). Drewniana była piwnica na wina i altana, która pojawiła się nieco później. Wszystkie te dobra Adamowski nazwał Paradyz czy też Paradies (inaczej „raj” – przyp. red.). 

Kto w tamtym miejscu bywał, nie tylko kosztował sprowadzanego z browaru Saengera piwa. Do dyspozycji gości oddano kręgielnię i bilard, grano też w karty i urządzano przyjęcia składkowe. Latem łódzki raj kusił kolorami kwiatów i cieniem, jakim cieszyli się spacerowicze. Wieczorami tańczono na powietrzu przy dźwiękach orkiestry wojskowej, a imprezowy nastrój wprowadzały chińskie lampiony.

POLECAMY

ulica
Najdłuższe ulice w Łodzi. Na liście nie ma Piotrkowskiej. Kto liderem?
fot. Pocztówka RUCH
Restauracje dawnej Łodzi. To tu łodzianie chodzili na dancingi, striptiz i pierogi ruskie [ZDJĘCIA]

Kłopoty w raju

O ile biznes kwitł, o tyle życie prywatne przedsiębiorcy nie układało się przesadnie pomyślnie. Został okradziony przez swoją drugą żonę, która zaraz potem uciekła z Łodzi. Adamowski został sam. Nie miał ani środków finansowych, ani bliskich, którzy mogliby mu pomóc stanąć na nogi. W efekcie musiał oddać Paradyz wdowie Henrietcie z Neumanów Hentschel. Ta jednak nie miała ręki do zarządzania: posesja zarosła chwastami, zaczęły przysypywać ją śmieci. Dopiero groźby zaniepokojonego stanem zajazdu burmistrza i kolejny mąż Henrietty, Michał Kunkel, sprawili, że miejsce znów zaczęło przypominać raj. 

Pod rządami Kunkela zaczęto używać nazwy „Paradyz na Łódce”, rozwijała się także jego oferta kulturalna. Przedstawienia teatralne czy koncerty muzyczne, maskarady, huczne bale i inne wydarzenia podniosły jego rangę. Trzeba jednak pamiętać, że Paradyz był kolejnym chętnym dzierżawiony, formalnie ciągle należąc do miasta. Aż do ostatniej dekady XIX w. – wtedy to zmieniono przepisy tak, by nieruchomość stała się własnością prywatną. Odtąd ogród nie musiał już być dostępny dla mieszkańców, a imprezowy dotąd raj z wolna obrastał w zabudowę mieszkalną i przemysłową. 

Władza patrzyła przez palce

Co sprawiło, że Adamowskiemu i innym właścicielom szynków się udało? Polityka rządu, który widział w nich szansę na dobry zarobek. Na początku przymykano nawet oko na szynkarzy, którzy nie do końca radzili sobie z przestrzeganiem przepisów dotyczących sprzedaży alkoholu. Zmieniło się to stosunkowo szybko, bo już w 1844 r. skala pijaństwa przerosła nawet rządzących, którzy wydali rozporządzenia regulujące liczbę szynków w mieście. Pojawiły się przepisy, wedle których „wódki osobom nietrzeźwym nie podawało się”. Dziś podobny proceder również jest wbrew prawu, ale liczby barów czy sklepów z alkoholem ograniczać już nikt nie zamierza.