Jasień był szybką rzeką, miał wartki nurt - spiętrzony dawał dużo energii. Najpierw zasilał młyńskie koła, potem rzekę „zatrudniono” do napędzania pierwszych włókienniczych maszyn.

Pierwszy włókienniczy zakład w mieście

Przybyłym licznie do miasta Łodzi rękodzielnikom z czasem zaczęło brakować przędzy do tkania tanich i trwałych bawełnianych materiałów. Uznano, że szybko trzeba zbudować dużą przędzalnię bawełny. Zgodził się ją wznieć pochodzący z miasta Chemnitz w Saksonii Krystian Fryderyk Wendisch - "trudniący się od dłuższego czasu budowlą wodnych i innych wszelkiego rodzaju machin fabrycznych". 

Z rządowych pożyczek, w szczerym polu, u zbiegu obecnych ulic Przędzalnianej i Tymienieckiego postawił pierwszy w mieście włókienniczy zakład. Był on, jak na owe czasy (początek XIX wieku), imponujący: trzykondygnacyjny murowany budynek z dwiema dodatkowymi kondygnacjami na poddaszu, prawie na 70 metrów długi i ponad 17 metrów szeroki. To pierwszy w Łodzi obiekt przemysłowy z prawdziwego zdarzenia. Na każdym z pięter były po dwie hale produkcyjne. Umieszczono w nich aż 27 maszyn przędzalniczych oraz 21 gręplarskich. Wprawiała je w ruch energia uzyskana z jednego koła wodnego.

Na potrzeby budowy przędzalni Wendisch wypalał cegły, usypał i urządził groblę na stawie przy obecnej ulicy Przędzalnianej, przekopał od niego do zakładu kanał o głębokości aż 6,5 metra, wyrównał koryto Jasienia, ściągnął do Łodzi nowoczesne maszyny i dobrej jakości bawełnę. Dał pracę łódzkim tkaczom.

POLECAMY

Park Miliona Świateł znów w Łodzi. Nowe atrakcje, ceny biletów, data otwarcia [WIZUALIZACJE]

Hotel Hampton by Hilton w Łodzi otwarty. Trzygwiazdkowy obiekt przyjmuje już gości

Rzeka Jasień w Łodzi

Krystian Wendisch - pierwszy łódzki fabrykant

Wendischa śmiało można nazywać pierwszym łódzkim fabrykantem. Wraz z rozruchem jego przędzalni w 1827 roku w naszym mieście rozpoczęła się też „era bawełny”.  Po uruchomieniu zakładu zaczęło mu jednak brakować pieniędzy na zakup kolejnych partii bawełny. Do tego wezbrane wody Jasienia dwukrotnie zniszczyły groblę. Wendisch prosił rząd o pomoc finansową. Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi na swoje petycje zmarł nagle na zawał 21 stycznia 1830 roku. Skończył swój pracowity żywot w wieku zaledwie 44 lat. Wojewoda Mazowiecki, Rajmund Rembieliński pisał, że jego nagła śmierć jest dotkliwą stratą dla „postępu przemysłu krajowego”. „Stracono jednego z najzdolniejszych, najrządniejszych, najpracowitszych i najrzetelniejszych fabrykantów”. Sam Rembieliński sporo stracił z powodu przedwczesnej śmierci fabrykanta. Udzielił mu bowiem prywatnej pożyczki na zakup bawełny. Nigdy tych pieniędzy nie odzyskał.  

Po śmierci Wednischa tkalnia została przejęta przez skarb państwa i z czasem zlicytowana. Pojawienie się w Łodzi groźnego konkurenta w postaci maszyny parowej doprowadziło do upadku zakładu zasilanego energią płynącej wody. Historię pierwszej „bawełny” w mieście Łodzi kończy pożar fabryki w 1870 roku. Jej zgliszcza kupił Karol Wilhelm Scheibler… ale to już inna opowieść.

Co w Łodzi zostało po Krystianie Wendischu?

Przy ulicy Przędzalnianej 71 do dziś stoi jego dom  – to jeden z najstarszych zachowanych domów mieszkalnych w Łodzi. Ledwie można go dostrzec na tle ogromnych ceglanych budynków zakładów Scheiblera, tak jak postać pierwszego łódzkiego fabrykanta pozostaje w cieniu późniejszych łódzkich „królów bawełny”.   Zapraszamy na filmowy spacer wzdłuż rzeki Jasień. Zaczynany od miejsca, w którym biły źródła tej fabrycznej rzeczki.